[FAJNE ALBUMY, KTÓRYCH NIE MA NA SPOTIFY] Orange Goblin – A Eulogy For The Damned

R-3405908-1329145377.jpeg.jpg

Orange Goblin to zespół, który łączy wszystko, co najlepsze w hard rocku z tym co najlepsze w metalu. Z jednej strony muzyka brytyjczyków jest wystarczająco rock and rollowa, by nie wpadać w typową dla metalu operetkowość, z drugiej strony zaś jest wystarczająco ciężka, by uniknąć wszelkich zarzutów o to, że jest zbyt miękka czy delikatna, jak na heavy metal. A ponieważ myślenie o metalu jako o jedynie słusznej muzyce porzuciłem już gdzieś tak w gimazjum, Orange Goblin to dla mnie idealny zespół metalowy. Z fajnymi riffami i fajnymi melodiami, z chrypką wokalisty, która moje uszy bardziej zachęca do słuchania, niż zniechęca. A przy tym wystarczająco ciężki, by sobie poheadbangować i powkurzać sąsiadów.

A Eulogy For The Damned” to album, dzięki któremu na dobre wkręciłem się w Orange Goblin. Chyba ze wszystkich płyt grupy charakteryzuje się najlepszą produkcją, co pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu, ale mi się akurat te selektywne, czyste brzmienie podoba. Zresztą jednym z moich ulubionych kawałków jest zamykający płytę utwór tytułowy, z dość spokojnym, akustycznym wstępem, który stopniowo rozwija się w charakterystyczny dla Goblinów rozpierdol, wciąż jednak zachowujący melodyjność i bogate brzmienie łączące sobie dźwięk przesterowanych gitar, ciężkich bębnów, delikatnych organów hammonda i sezonowanych tanim piwskiem strun głosowych Bena Warda. Drugim moim faworytem jest utwór “Stand for Something“, którego nie zawaham się nazwać przebojowym i – jakby to dziwnie nie zabrzmiało – naładowanym pozytywną energią. W sumie właśnie taka jest muzyka londyńczyków: naładowana energią i – chociaż płyta została zatytułowana “Mowa pogrzebowa dla potępionych” – pełna życia, niczym okrzyk wokalisty przedstawiającego zespół na scenie: “We are Orange fuckin’ Goblin”. Co będziemy mogli usłyszeć już we wrześniu w Aleksandrowie Łódzkim.

Leave a comment